Rok 2015 rozpoczął się na dobre, ale mnie się zebrało na sentymentalny powrót do przeszłości, w sumie nie takiej odległej, bo wystarczy cofnąć się o jeden rok. 2014 rok, bo o nim mowa, razem z mężem, rozpoczęliśmy w powiększonym składzie wcielając się w rolę rodziców :). Dopełnieniem naszej małej rodzinki została Zuzia, która wkroczyła w rok 2014 mając tydzień życia za sobą. Tak, tak zgadza się, nasz kochany Bąbelek urodził się 25 grudnia 2013 roku i jest naszym niezapomnianym do końca życia, wyjątkowym, długo wyczekiwanym prezentem Bożonarodzeniowym :). Sylwestra, wtedy jeszcze malutka Zuzia, przywitała wtulona w Mamusine rączki, słodko śpiąc, fajerwerki mając głęboko w nosie - żadne wybuchy nie były w stanie jej obudzić.
Mama Zuzi postanowiła skorzystać z możliwości wzięcia rocznego urlopu macierzyńskiego, aby zostać z córcią jak najdłużej. Oczywiście musiałam przerwać swoją karierę na całe 365 dni, ale i tak uważam, że była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć i nie żałuję jej. Zaś Tata Zuzi był z nami pierwsze dwa tygodnie, aby wesprzeć Mamę tuż po wyczerpującym porodzie. Później niechętnie, ale musiał wrócić do pracy. Oczywiście początki bycia samej z małą nie były łatwe - jakoś trzeba było nauczyć się "obsługi" dziecka. Mimo że w wielu sprawach nie byłam zielona, bo swój test na "pseudo rodzicielstwo" przeżyłam kiedy mieszkałam jeszcze razem ze swoją Mamą oraz starszą siostrą i jej córeczką, to jednak jak ma się swoje dziecko, trochę inaczej się to przeżywa. Dodatkowo w międzyczasie trzeba również zająć się domem i przy okazji ogarnąć samą siebie - przynajmniej w najważniejszych aspektach ;). Trochę czasu to zajęło, wiele spraw trzeba było poukładać od najważniejszych do mało istotnych i jakoś działać. Czasami z większym wysiłkiem, czasami mniejszym, ale jakoś to szło. W końcu i tak najważniejszy jest czas poświęcony dziecku. Mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem i nagle okazało się, że Zuzi stuknęło pół roczku. Pierwsze co wtedy pomyślałam to: "O masz, ale ten czas leci!!! Za szybko!!!". Mała Zuzia rosła i nadal rośnie jak na drożdżach, bez sprawiania jakiś większych problemów (tfu tfu odpukać, nawet ząbkowanie do chwili obecnej przechodzi bezproblemowo). Czas nam mijał na zabawie, licznych spacerkach, piknikach, i wielu rozmowach, bardziej Mamusinych monologach, których Zuzia musiała wysłuchiwać ;), czytaniu książek i co tam nam jeszcze przyszło do głowy. Mijały kolejne dni aż tu nagle okazało się, że koniec urlopu macierzyńskiego jest coraz bliższy i za chwil parę trzeba będzie wrócić do pracy.
I tak oto pierwszy roczek już za nami, a na horyzoncie zupełnie nowy rozdział. Od niedawna, czyli od 26 stycznia, nastąpił "wielki Mamusiny come back" do pracy. Udało się porozumieć z Tatusiem Zuzi i przy pomocy Babci, czyli mojej Mamy, jakoś rozpoczęliśmy nowy etap w naszym życiu. Myślę, że dla Zuzi będzie to miła odmiana, dla Mamy trochę stresu, przeplatane z podekscytowaniem wynikającym z powrotu do pracy. Zaś Tata Zuzi, mimo że również musiał trochę dostosować się do nowej sytuacji, jest dużo mniej zestresowany niż Mama, w końcu mówi, że "jakoś to będzie i nie ma co się zawczasu denerwować". I chyba ma racje, bo przecież nie każdą sytuację będziemy w stanie przewidzieć, czyli po prostu "jakoś to będzie i damy radę wspólnymi siłami :)". I tym optymistycznym akcentem zakończę dalsze dywagacje, wkraczając w kolejny miesiąc, już nie takiego nowego 2015 roku.
0 komentarze:
Prześlij komentarz